Polska grupa rockowa dawne framauro, inne krzyżówka. Polska grupa rockowa - dawne framauro, Polska grupa rockowa dawne framauro, Polska grupa folk rockowa; Polska grupa rockowa; Polska grupa pop-rockowa; Polska grupa pop-rockowa ("zabiorę cię") valentino, polska grupa rockowa; Polska grupa jazz-rockowa i wojtek, polska grupa rockowa

Andrzej Zaucha was a Polish singer and musician who died in 1991 at the age of 42. Born in Krakow, Zaucha was not trained as a musician. He competed successfully in canoeing nationwide as a teenager, winning some medals at the Polish Championships in the 1960s. He soon switched his attention to music, joining the band Czarty (“Demons”) as their drummer and later moving on to Telstar, where he was a soloist. His first success was with the band Dżamble, which performed jazz and rock; he was the lead singer for several years, and released an album, The Call of the Sun Over the World (WoÅ‚anie o sÅ‚oÅ„ce nad Å›wiatem), with them. He joined the group Anawa later on—singer Marek Grechuta was also a member—and released a second album with them, and, over the next few years, sang and performed with several other bands. The next and longer-running phase of his career began in 1980, when he began his solo career. His first solo album, All Creatures Great and Small (Wszystkie stworzenia duże i maÅ‚e), won some success, aided by the fact that the title track was a duet with popular Polish jazz singer Eva Bem. He won several awards from the Festival of Polish Song in Opole, a rite of passage for many Polish solo artists, for his song “You Were the Heart Beating” (“ByÅ‚aÅ› serca biciem”), one of his major hits. He released four solo albums between 1983 and 1992 (the last one the posthumous Last Album, Ostatnia pÅ‚yta). Zaucha also worked with other jazz and rock musicians and bands while continuing his solo career, continuing both to sing and to play percussion. With his collaborators Andrzej Sikorowski and Kryzsztof Piasecki, he formed the band Sami. He was murdered in 1991 by Ives Goulais, a French director, who believed Zaucha was having an affair with his wife. Find Andrzej Zaucha on Amazon “All Creatures Great and Small” (“Wszystkie stworzenia duże i maÅ‚e”), with Eva Bem, from Zaucha’s debut solo album: Lyrics for “Wszystkie stworzenia duże i maÅ‚e”: [Ewa Bem:] Nie bój siÄ™, dotknij, gdzie chcesz GryzÄ™ coraz lżej Zrób, co chcesz, a potem weź Dam oswoić siÄ™ [Andrzej Zaucha:] Znasz dokÅ‚adnie swój fach WiÄ™c pozwalam ci siąść WezmÄ™ ciebie pod dach I maskotkÄ… mi bÄ…dź [Ewa Bem:] Nie bój siÄ™, weź mnie, gdzie chcesz Już nie bÄ™dÄ™ gryźć Tylko daj przedtem coÅ› zjeść Tylko daj coÅ› pić [Andrzej Zaucha:] Gdy policzÄ™ do stu Sama, sama nago tu staÅ„ Niepotrzebny, niepotrzebny ci strój W zÅ‚otej klatce ze Å›cian [EB:] Nie, nie bój siÄ™, weź mnie, gdzie chcesz [AZ:] Znasz dokÅ‚adnie swój fach [EB:] Już nie bÄ™dÄ™ gryźć [AZ:] WiÄ™c pozwalam ci siąść [EB:] Tylko daj, tylko daj przedtem jeść [AZ:] WezmÄ™ ciebie pod dach [EB:] Tylko daj przedtem jeść [AZ:] I maskotkÄ… mi bÄ…dź [EB:] Nie bój siÄ™, nie bój siÄ™, dotknij, gdzie chcesz [AZ:] Gdy policzÄ™ do stu [EB:] GryzÄ™ coraz lżej [AZ:] Sama nago tu staÅ„ [EB:] Zrób, co chcesz, a potem weź Dam oswoić siÄ™ [AZ:] Niepotrzebny ci strój W zÅ‚otej klatce ze Å›cian “You Were the Heart Beating” (“ByÅ‚aÅ› serca biciem”), released in 1988 but only released in album form on 1992’s Last Album (Ostatnia pÅ‚yta): Lyrics for “ByÅ‚aÅ› serca biciem”: ByÅ‚aÅ› serca biciem, WiosnÄ…, zimÄ…, życiem. MarzeÅ„ moich echem, Winem, wiatrem, Å›miechem. Ostatnio w mieÅ›cie mym, tramwaje po północy błądzÄ…, RozkÅ‚adem nocnych tras, piekielne jakieÅ› moce rzÄ…dzÄ…. Nie wiedzieć czemu, wciąż rozkÅ‚ady jazdy nam zmieniajÄ…, Å»e prawie każdy tramwaj, pod Twym oknem nocÄ… staje. ByÅ‚aÅ› serca biciem, (ByÅ‚aÅ› serca biciem) WiosnÄ…, zimÄ…, życiem. MarzeÅ„ moich echem, (MarzeÅ„ moich echem) Winem, wiatrem, Å›miechem. Ostatnio sÅ‚oÅ„ca mniej, ostatnio noce bardziej ciemne, Już nawet księżyc draÅ„ o Tobie nie chce gadać ze mnÄ…. W kieszeni grosze dwa, w kieszeni na dwa szczęścia grosze, W tym jednak losu żart, że ja obydwa grosze noszÄ™. ByÅ‚aÅ› serca biciem, WiosnÄ…, zimÄ…, życiem. (WiosnÄ…, zimÄ…) MarzeÅ„ moich echem, (MarzeÅ„ moich echem) Winem, wiatrem, Å›miechem. (Winem, wiatrem, Å›miechem) KtoÅ› pytaÅ‚: jak siÄ™ masz, jak siÄ™ czujesz? KtoÅ›, z kim rok w wojnÄ™ grasz – wyczekuje. KtoÅ›, kto nocami, ulicami, tramwajami, Pod Twe okno mknie, gdzie spotyka mnie. ByÅ‚aÅ› serca biciem, WiosnÄ…, zimÄ…, życiem. (Å»yciem) MarzeÅ„ moich echem, Winem, wiatrem, Å›miechem. (Winem, wiatrem, Å›miechem) ByÅ‚aÅ› serca biciem, WiosnÄ…, zimÄ…, życiem. (WiosnÄ…, zimÄ…, życiem) MarzeÅ„ moich echem, (MarzeÅ„ moich echem) Winem, wiatrem, Å›miechem. (Winem, wiatrem, Å›miechem) ByÅ‚aÅ› serca biciem, WiosnÄ…, zimÄ…, życiem. MarzeÅ„ moich echem, Winem, wiatrem, Å›miechem. Find Andrzej Zaucha on Amazon
The third result is Edward Z Zaucha age 70s in Huntingdon Valley, PA in the Huntingdon Valley neighborhood. They have also lived in Philadelphia, PA and Huntingdon Vy, PA. Edward is related to Adele Marie Zaucha and Kathleen Ann Savidge as well as 3 additional people. Select this result to view Edward Z Zaucha's phone number, address, and more.
Był jednym z najpopularniejszych polskich piosenkarzy przełomu lat 80. i 90., a także aktorem i artystą kabaretowym. Grał na perkusji i saksofonie, swobodnie poruszał się po rocku, jazzie, popie, a nawet operze. Uchodził za duszę towarzystwa – Andrzej to był "man", sprawdzał się w sytuacjach ekstremalnych - mówią jego przyjaciele. Zginął zastrzelony przez francuskiego reżysera Yves’a Goulais – miał romans z jego żoną. 10 października 1991 roku, Kraków, wieczór po kolejnym przedstawieniu "Pana Twardowskiego" Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze STU. W głównej roli występuje piosenkarz Andrzej Zaucha, a partneruje mu między innymi związana z tym samym teatrem Zuzanna Leśniak-Goulais. Partneruje na scenie, a od niedawna także w życiu. Wszystko wskazuje na to, że Zaucha, dwa lata po śmierci żony Elżbiety, wychowujący samotnie nastoletnią córkę Agnieszkę, odnalazł szczęście. Dzieli go z Zuzanną różnica 16 lat. Leśniak-Goulais jest co prawda w związku małżeńskim, ale jej mąż, francuski reżyser Yves Goulais, już od niej usłyszał, że to koniec. Nie tylko usłyszał, gdyż o samym romansie dowiedział się, kiedy po powrocie z podróży do Szkocji zastał żonę z piosenkarzem w sytuacji niedwuznacznej. Uderzył go wtedy i powiedział "Będę musiał cię zabić". Później jeszcze kilka razy się odgrażał, że zabije Zauchę, ale nikt nie brał tego na poważnie. Chorobliwe zazdrosny o żonę Goulais dopada parę, kiedy ta zmierza w kierunku samochodu zaparkowanego przy ulicy Włóczków. Oddaje dziewięć strzałów z karabinka sportowego o kalibrze 5,6 mm. Kule najpierw trafiają Zuzannę, która próbuje zasłonić Zauchę, a po chwili jego samego. On umiera od razu, ona po reanimacji na Oddziale Torakochirurgii Szpitala im. Jana Pawła II. Tego samego wieczoru na miejscu zbrodni pojawia się Zbigniew Wodecki, przyjaciel artysty. - Zadzwonił do mnie gość o jedenastej, że "pana kolegę zastrzelili". Nie chciało mi się w to wierzyć. Pojechałem samochodem na miejsce i zobaczyłem leżącego Andrzeja. Zawsze wkładał pod kurtkę teczkę z tekstami, ale akurat tego dnia nie włożył. Może to by go uratowało. Mąż bramki nie uznał… Następnego dnia rano o zabójstwie dowiaduje się cała Polska – nie tylko fani artysty, których z każdym rokiem przybywało, ale także jego liczni znajomi, koledzy i przyjaciele. Andrzej Sikorowski, założyciel grupy Pod Budą, który z Zauchą i Krzysztofem Piaseckim występował od roku w kabarecie estradowym Sami, do dziś pamięta szok, jaki wywołała tragiczna informacja. - Myśmy żyli wtedy w innej rzeczywistości. Dzisiaj strzelanina uliczna nie budzi już takiego zdziwienia. W tamtym okresie było to coś tak zupełnie irracjonalnego, że nikt z nas nie był na to przygotowany. I on przyznaje, że dzisiaj być może do całej tragedii by nie doszło… - Nawet jeśli ten facet się odgrażał i mówił: "Ja ci pokażę", brało się to jako zwykłe gadanie. Dzisiaj prawdopodobnie zareagowalibyśmy inaczej. Podobne odczucia ma kolega z Sami, satyryk i dziennikarz Krzysztof Piasecki. - Wtedy nikt do nikogo na ulicy nie strzelał. Z tego, co my wiemy, Zuza była po rozmowach z mężem i powiedziała mu, że od niego odchodzi. Tylko że jak w tym dowcipie, w którym bramkarz radziecki nie uznał bramki, mąż uznał, że nadal jest mężem. Wyrok, jaki dostaje Francuz, jest szokująco niski – piętnaście lat. Sąd ogłasza, że Goulais jest winny umyślnego zabójstwa Andrzeja Zauchy i nieumyślnego spowodowania śmierci Zuzanny Leśniak (o jej śmierci dowiedział się dzień po tragedii). Na wysokość wyroku wpływ mają różne okoliczności, w tym fakt, że sam oddaje się w ręce policji. Z więzienia wychodzi 1 grudnia 2005 roku. Od przeboju do przeboju Andrzej Zaucha to artysta dziś już niestety trochę zapomniany. Albo może inaczej – niekoniecznie znany tym wszystkim, którzy urodzili się po jego śmierci. Chociaż trzeba zauważyć, że choćby dzięki Festiwalowi Pamięci Andrzeja Zauchy, organizowanemu od 2009 roku w Bydgoszczy przez byłego lekkoatletę Krzysztofa Wolsztyńskiego, ta sytuacja się zmienia. - W pewnym momencie panowała taka cisza w mediach o Andrzeju, że doszedłem z synem do wniosku, iż trzeba taki festiwal zorganizować – wspominał Wolsztyński. - A skoro nikt w Krakowie nie chciał nam pomóc w jego organizacji, zrobiliśmy go sami w Bydgoszczy, naszym rodzinnym mieście. Co roku mamy wielkie gwiazdy, w tym przyjaciół Andrzeja, a Opera Nova pęka w szwach. Staramy się też jeździć po Polsce z koncertami, by nie zapomniano, że kiedyś był u nas tak dobry artysta, jak Andrzej Zaucha. Zaucha, najkrócej mówiąc, nie był tylko piosenkarzem. Jako muzyczny samouk, z wykształcenia zecer, dysponował nie tylko wspaniałym głosem, ale także grał na różnych instrumentach, w tym na perkusji i saksofonie altowym. Świetnie radził sobie na scenie, w kabaretach czy przed kamerą. Wylansował takie przeboje jak "Czarny Alibaba" z repertuaru Heleny Majdaniec, "Siódmy rok", "Magia to ja", "Bądź moim natchnieniem", "C'est la vie – Paryż z pocztówki" czy "Baw się lalkami" – niezapomniane są także jego duety: "Rozmowa z Jędrkiem" z Andrzejem Sikorowskim i "Baby, ach te baby" z Ryszardem Rynkowskim, przeróbka szlagieru Eugeniusza Bodo. "Po co dubelka, jak jest dobrze?" - To był talent, który nie rodził się na kamieniu – przypominał Andrzej Sikorowski. - Grał dobrze na perkusji, saksofonie i na harmonijce, ale gdyby posiedział przy klawiaturze, też błyskawicznie by ją opanował. - Andrzej miał świetny warsztat – potwierdzał Krzysztof Piasecki. - Przesuwał się w kierunku jazzu, jeździł do Szwajcarii, gdzie dużo się nauczył. Krzysztof Haich, reżyser teledysków Andrzeja Zauchy, przypominał, że był on w stanie zaśpiewać wszystko. – Od opery, bo "Kur zapiał" można uznać za swego rodzaju operę, poprzez jazz, z którego na dobrą sprawę wyszedł, blues, rock i cały pop. Na dodatek błyskawicznie się wszystkiego uczył. Kiedy miał w Warszawie nagrać duet z Danutą Rinn, wsiadł do mercedesa, przyjechał i zrobił to bez jednego dubla, następnie od razu wrócił do Krakowa, bo miał przedstawienie. W studiu padło tylko pytanie: "Dubelka?". "Po co dubelka, jak jest dobrze?". Zwierzę sceniczne, zwierzę estradowe Zbigniew Wodecki podkreślał, że Zaucha wcale nie potrzebował muzycznego wykształcenia, gdyż miał wszystko "we krwi". - I głos, i swing, i takt - wyliczał. - Nut nie znał, ale grał na bębnach, na saksofonie się uczył, ale przede wszystkim miał "śpiewanie". Wiedział wszystko, co trzeba. Miał feeling, świetną barwę głosu, bardzo charakterystyczną. I pod koniec naprawdę zaczęło mu się zawodowo układać. Zagrał w filmie ["Trzy dni bez wyroku" Wojciecha Wójcika z 1991 roku – aut.], rolę drugoplanową, ale był w niej tak charakterystyczny, że gdyby to powstało w Hollywood, może i dostałby Oscara. To było takie zwierzę sceniczno-ekranowe. Jednocześnie miał wszystkie ludzkie cechy, w tym tremę. Bardzo się denerwował. Był bardzo prawdziwy w swoich przeżyciach. Obaj artyści poznali się jeszcze w końcówce lat 60., kiedy Zaucha śpiewał w krakowskim jazz-rockowym zespole Dżamble. – To znakomita kapela, grająca bardzo nowocześnie jak na tamte czasy, na dzisiejsze też – przypominał Wodecki. – Podziwialiśmy ją w Jaszczurach [krakowskim klubie Jaszczury – aut.]. Śpiewał świetnie, ale bardzo długo był niedoceniany przez środki masowego przekazu. Często jeździliśmy na wspólne koncerty, tak zwane chałtury, czasem po pięć dziennie, w różnych zakładach pracy. Czułem, że miał niedosyt, że chciałby być doceniany przez ludzi. Środowisko oczywiście wiedziało, że to świetny facet, muzykalny bardzo. Zabawa z "mlekami" Wodecki był w pewien sposób ojcem chrzestnym sukcesu Andrzeja Zauchy. Jak sam mówił, zrobił kiedyś coś, co koledze w karierze bardzo pomogło. - Pewnego razu, po nagraniu "Chałup ["Chałupy welcome to" – przebój Wodeckiego z 1986 roku – aut.] Rysiu Poznakowski postanowił napisać następny numer w tym klimacie, "Pij mleko" [oryginalny tytuł to "Baw się lalkami" – aut.]. Nie za bardzo chciałem już śpiewać tego typu numery, więc powiedziałem Poznakowskiemu, że znam świetnego gościa, który może to zrobić. Rysiu świetnie się wtedy zachował i pozwolił Andrzejowi to nagrać. To była pierwsza piosenka, która go wrzuciła na antenę. Ludzie zaczęli wreszcie słyszeć o Zausze. Andrzej Zaucha (ur. 12 stycznia 1949 w Krakowie) rzeczywiście musiał trochę poczekać na prawdziwą popularność. Muzyczny warsztat szlifował u boku jazzmanów, w tym Jarosława Śmietany, Michała Urbaniaka i Jana Wróblewskiego, grał też w grupach Beale Street Band i Playing Family. Wspomniane Dżamble, z którymi występował w latach 1968–1971, sprawiły, że w środowisku muzycznym zrobiło się o nim głośno – klasę artysty potwierdziła płyta Dżambli "Wołanie o słońce nad światem" z 1971 roku, a także wydana dwa lata później płyta "Anawa", nagrana z identycznie nazywającą się grupą. Zastąpił w niej samego Marka Grechutę. - Spotkałem kiedyś znajomego, który wrócił z jakiegoś festiwalu, gdzie grał ze swoim zespołem Romuald i Roman – wspominał Krzysztof Piasecki. - To był czas, kiedy rock zaczynał się w Polsce budzić, końcówka lat 60. I ten znajomy powiedział: "Wygraliśmy ten festiwal". Krótko potem zobaczyłem w gazecie, że na pierwszym miejscu byli Dżamble. Przy najbliższej okazji zapytałem kolegę, dlaczego stwierdził, że wygrali, skoro byli na drugim miejscu. A on na to: "Dżamble są poza konkurencją". I były. Kiedy usłyszałem, jak grają, dosłownie wbiło mnie w fotel. Wszystkie sukcesy, duże i małe Karierę solową Zaucha rozpoczął w 1980 roku, po paru latach zarobkowych występów zagranicznych, od udziału w śpiewogrze Katarzyny Gärtner "Pozłacany warkocz". W latach 80. występował jako perkusista Old Metropolitan Band, był też związany z formacjami rockowymi: Kasa Chorych, Grupa Doctora Q, Kwadrat. Pierwszy solowy album, "Wszystkie stworzenia duże i małe", ukazał się w 1983 roku. I chociaż piosenka tytułowa, duet z Ewą Bem, zdobyła sporą popularność, dopiero "Baw się lalkami", czyli wspomniane "Pij mleko" z krążka "Stare, nowe, najnowsze" (1987) uczyniło z Zauchy gwiazdę. Popularność piosenkarza podtrzymały takie piosenki, jak "Myśmy byli sobie pisani", "Bądź moim natchnieniem" i "C'est la vie – Paryż z pocztówki". W 1988 roku przebojem stał się utwór "Byłaś serca biciem", który trafił na pośmiertne wydawnictwo "Ostatnia płyta" (1993). Wcześniej ukazał się jeszcze anglojęzyczny album "Andrzej Zaucha" (1989), nagrany z big-bandem Wiesława Pieregorólki. Kac i zero choroby Scena to jedno, życie co innego. A to życie upływało Zausze na podróżach i spotkaniach towarzyskich. – Był duszą towarzystwa – zapewniał Zbigniew Wodecki, który nazywał zmarłego przyjaciela "człowiekiem bardzo otwartym i zarazem doskonałym kompanem do nocnych pogaduszek". - Świetnie się z nim gadało do rana, a potem wspólnie leczyło kaca. Myśmy to często robili, bo takie było życie. Wszyscy bardzo dużo kiedyś piliśmy. A na koniec jedliśmy śledzia, którego też trzeba było popić, by się nie zatruć. Wodecki zapamiętał trzy rejsy Stefanem Batorym po zatoce, każdy trwający po cztery dni. - Myśmy z Andrzejem, śpiąc w jednej kajucie, byli jak bracia. Pamiętam sztorm z taką falą, że wszyscy, włącznie z marynarzami, mieli chorobę morską. A myśmy przez te noce we troje z barmanem siedzieli przy barze i śpiewali kolędy na trzy głosy. Zero choroby. Dużo radości i uśmiechów Jak podkreślał Andrzej Sikorowski, Zaucha, choć był duszą towarzystwa, lubił się spotykać przede wszystkim w domach czy mieszkaniach, a nie w miejscach publicznych, jak kawiarnie czy restauracje. - Andrzej należał do "kameralistów", którzy nie lubią dużego tłumu ludzi, oczywiście poza koncertami. Był osobą popularną i świetnie umiał sobie radzić z popularnością restauracyjną, kiedy podchmieleni ludzie zaczepiali go i strasznie chcieli się z nim napić. Bardzo taktownie im odmawiał, ale wolał w ogóle takich sytuacji unikać. Lider grupy Pod Budą zwracał uwagę, że Zaucha nigdy się nie upijał. – Jego organizm chyba był tak wydolny, że do tego nie dochodziło. Przynajmniej nie było tego po nim widać. Był po alkoholu wylewny i przyjacielski, nie miał cienia agresji. Z nim się bardzo dobrze biesiadowało, wynikało z tego dużo radości, dowcipów, uśmiechów i przyjacielskich odruchów. Andrzej to był "man" - To był "man", jego się nie dało nie lubić – przyznawał Zbigniew Wodecki. - On był taki diabełek, ale nawet jeśli przegiął, potrafił przeprosić. W tego typu pracy, kiedy jeździ się po nocach i ma się różne stresy, każdemu zdarza się coś chlapnąć. Ale jeśli mu się zdarzyło parę razy, to na drugi dzień, jak sobie wszystko przemyślał, podchodził i stać go było, by powiedzieć: "Stary, przepraszam". - Wszyscy, z którymi realizowałem różnego rodzaju materiały, w tym również film, jaki zrobiłem po śmierci Andrzeja, mówią to samo: to był bardzo ciepły człowiek, z którym chciało się konie kraść – wspominał Krzysztof Haich. - Właściwie mało kto potrafił sobie go przypomnieć zdenerwowanego, niechętnego, opryskliwego. Andrzej nie znał chyba takiego stanu ducha. Szpakowaty facet z ładą Krzysztof Piasecki przytacza anegdotę, która może dobrze oddać poczucie humoru Andrzeja Zauchy. – Kiedyś występowaliśmy gdzieś na południu Polski, trzy dni z rzędu. Andrzej przyjechał tam żółtym mercedesem, a ja ładą samarą, którą on strasznie pogardzał, dając do zrozumienia, że to skandal, iż człowiek w ogóle do tego wsiada. Dla mnie, świeżo po maluchu, ta łada była jak porsche. Przy śniadaniu Andrzej Zaucha zaczął drążyć pewien temat. - Co chwilę pytał, czemu nie pojadę do znajdującej się nieopodal myjni samochodowej. Odpowiadałem, że "co ja będę mył, wtedy będzie przecież widać rdzę". A on na to: "Zobaczysz, jak elegancko auto będzie wyglądało". Następnego dnia pojechałem do tej myjni, dla świętego spokoju". - Wchodzę do myjni i mówię, że chciałbym wymyć samochód. "A jaki to samochód?" – słyszę pytanie. "Łada samara" – odpowiadam. "Łady nie myję". Okazało się, że Zaucha był tam wcześniej, zapłacił za mycie i powiedział, że jak zjawi się taki szpakowaty facet z ładą samarą, "niech pan powie, że łady nie myje". Panienki reagowały różnie Teledyski Andrzeja Zauchy, wyreżyserowane przez Krzysztofa Haicha, z pewnością miały wpływ na jego popularność. Bo były i nietypowe, i bardzo wesołe, i zarazem miały… fabułę. – Andrzej zawsze miał sporo własnych koncepcji, na ogół żartobliwych, którymi uzupełniał moje propozycje - mówi reżyser. Jako przykład podaje teledysk do "Baw się lalkami", czyli inaczej "Pij mleko". - O co innego chodziło autorowi tekstu, ale ja to wszystko przesunąłem w kierunku mleka, właściwie do dziś nie wiem, czemu – przyznawał Haich. - W momencie, kiedy powiedziałem o tym Andrzejowi, on wpadł na pomysł ubrania się w dość długi płaszcz i włożenia do wewnętrznych kieszeni butelek mleka. Takich szklanych, litrowych, jakie wtedy były. Powkładał po trzy butelki do lewej poły, trzy do prawej poły. Ujęcie, kiedy chodzi po rynku i rozchyla te poły, było dość kontrowersyjne, bo w normalnej rzeczywistości kojarzy się z zachowaniem dosyć ekshibicjonistycznym. Przyznaję, że panienki reagowały na początku różnie. "Ja nie chcę wyglądać staro…" Reżyser zapamiętał też zabawną scenę z pracy nad teledyskiem do "Julo, czyli Mus męski blues". – Kręciliśmy to we wnętrzu wielkiego TIR-a, który jechał po autostradzie, a w jego środku trwała balanga. Andrzej wcielił się w kierowcę, który zabierał po kolei autostopowiczki, więc w środku miał gromadkę pięknych dziewczyn. Oczywiście, kiedy kręciliśmy zdjęcia w środku, TIR stał na parkingu. Mieliśmy w nim podpięte światło, które w pewnym momencie padło. Wtedy Andrzej zainscenizował spontaniczną imprezę przy świecach. I w tych ciemnościach nagle zaczęło to być prawdziwe. Uznał pewnie, że to do niego należy utrzymanie atmosfery. Nie dość, że ją utrzymał, to jeszcze znakomicie podkręcił. - Andrzej jednak miał pewne ograniczania w swoich działaniach – przyznawał Haich. – Kiedy kręciliśmy teledysk "Magia to ja", wymyśliłem sobie, że go w pewnym momencie postarzę. Przysiwię włosy, dodam zmarszczek, zrobię takiego starszego Andrzeja. I on mi wtedy powiedział na stronie: "Słuchaj, nie róbmy tego, ja nie chcę wyglądać staro". Przypomniałem to sobie po tym dramacie październikowym i tak mi zostało w głowie, że nigdy nie zobaczymy starego Andrzeja. Ludzki człowiek Wesołe piosenki i teledyski, bogate życie towarzyskie, swojska dusza… To wszystko nie oddaje tego, jakim człowiekiem był Zaucha. Jak mówił Zbigniew Wodecki, na przyjaciela zawsze można było liczyć. - Andrzej miał fajną właściwość, że sprawdzał się w sytuacjach ekstremalnych. Kiedy coś się komuś waliło, piliło czy potrzebował pomocy, na Andrzeja można było liczyć. Jechał na nagłe zastępstwa, zawoził, wspierał. Ludzki człowiek, bardzo moralny, honorowy i lojalny. W 1989 roku na udar mózgu zmarła Elżbieta, żona Zauchy, z którą związał się jeszcze w szkole… Artysta, który został z nastoletnią córką Agnieszką, bardzo tę stratę przeżył. - Moja rodzina zajmowała się pogrzebem – wspominał artysta. - Staraliśmy się pomóc. Andrzej miał rozterki, czy w ogóle może śpiewać. Takie ludzkie. "Jak ja wyjdę na scenę i będę śpiewał Alibabę?". "Andrzej, to jest twoja robota. Jak byłbyś szewcem, to byś musiał dalej buty robić" – mówiłem mu. Trzeba go było długo przekonywać, żeby się przez tę traumę przebił. Była jego busolą… Jak wspomina Krzysztof Piasecki, śmierć żony Zauchy przewróciła życie piosenkarza do góry nogami także dlatego, że była ona osobą, która nadawała ton całemu małżeństwu – Wszystko było na jej głowie. Ela była jego busolą, nie miała zresztą wyjścia. On jeździł po świecie i zarabiał, ona zajmowała się domem i wychowaniem Agnieszki. Ale stanowili udane małżeństwo. Nigdy nie słyszałem o żadnych zdradach, żeby Andrzej miał inną kobietę, a w branży takie opowieści są na porządku dziennym. Ela trochę mu matkowała. I jak został sam, z dzieckiem, w ogóle nie wiedział, jak sobie radzić. Na dodatek Agnieszka była w okresie najtrudniejszym, była punkówą, pomalowała swój pokój na czarno. Nie wiedział, jak się wobec tego zachować. Po nagłej śmierci żony artysta bardzo zbliżył się do rodziny Andrzeja Sikorowskiego. Jak mówi, Zaucha potrzebował bliskości ludzi także ze względu na to, że wychowywał córkę. - Wcześniej obowiązki wychowawcze sprawowała jego małżonka. On był przecież ciągle poza domem. Taki jest nasz zawód, że cały czas jesteśmy gdzieś w drodze. I nagle spadł na niego dosyć poważny ciężar. Andrzej szukał bliskości, porady, jakiejś otuchy w tym całym nieszczęściu. I wtedy zaczęliśmy być blisko. "Byłby czynnym estradowcem" Wtedy właśnie powstało trio Sami, z Zauchą, Piaseckim i Sikorowskim. - Zaczęliśmy z tym programem, na początku bardzo mocno improwizowanym, jeździć po Polsce – wspominał lider Pod Budą. - Byliśmy ze sobą nie tylko w chwilach wolnych, ale w i pracy. Prawie żeśmy się nie rozstawali. - Czuję pewien żal do losu, że Andrzeja nie ma – przyznawał Andrzej Sikorowski. - Odnoszę wrażenie, że miałby cały czas sporo do zaśpiewania, ze względu na wyjątkowy talent wokalny, jakim go los obdarzył, i wyjątkową muzykalność. Myślę, że w dalszym ciągu byłby czynnym estradowcem, a może nawet udawałoby się czasami coś razem zaśpiewać. Andrzej Zaucha spoczął obok żony na cmentarzu Prądnik Czerwony (cmentarzu Batowickim) w Krakowie. Yves Goulais, który w więzieniu nakręcił kilka filmów dokumentalnych i ukończył filologię polską, nadal pracuje w branży filmowej, głównie jako scenarzysta, ale pod zmienionym nazwiskiem. Autor: --------------------------
WITCH MODE to trójmiejska instrumentalna grupa jazz-rockowa z elementami pop i clasic śmiało wykorzystująca brzmienia instrumentów smyczkowych, wzbogaconych efektami elektronicznymi. W repertuarze dominują ciekawe autorskie kompozycje leadera zespołu - Przemysława Mazura, zawierające błyskotliwe improwizacje z pogranicza funky/jazz
Trud dla Was wielki dziś podejmuję. Powinienem, ba, sam chcę, opisać Wam w krótkiej formie postać muzycznego geniusza, konkretnie zaś Andrzeja Zauchy. Powodów, jak najbardziej zasadnych, pojawiło się w ostatnich dniach wiele. A były to: 30 rocznica tragicznej śmierci artysty, promocja kolejnej książkowej biografii oraz płyty jemu poświęconej, wreszcie seria specjalnych spotkań i koncertów w jego ukochanym Krakowie. Kim był Andrzej Zaucha, i dlaczego aż tak obficie go wspominają, nie tylko pod Wawelem – wiedzieć powinniście, choć młodsze pokolenia – niekoniecznie. Młodzież niezorientowaną informuję więc życzliwie, że w odległej dla niej przeszłości Andrzej Zaucha był prawie olimpijskim kajakarzem, prawie pełnoprawnym zecerem, perkusistą, tancerzem, aktorem teatralnym i musicalowym, saksofonistą altowym, artystą kabaretowym. A przede wszystkim był wokalistą tak znakomitym i wszechstronnym, że porównywano go do Ray’a Charlesa, Elvisa Presleya, Toma Jonesa. Jego wokalny warsztat i skale głosu sprawiły, że wielu nawet współczesnych muzyków, nazwisko Zauchy zgodnie wymienia jako ich wokalny wzorzec z Sevres. Był postacią na tyle znaczącą, że autorzy ścigają się w jego życiu opisywaniu. Dopiero co skończyłem lekturę ubiegłorocznej biografii Zauchy, „Serca bicie” ( Katarzyna Olkowicz, Piotr Baran) a już poczułem się w obowiązku nową książkę poświęconą mu czytać. To „Życie bierz mnie” . Muzykowi, przyjrzał się Jarek Szubrycht. Zaskoczyło mnie to, gdyż Szubrychta kojarzyłem raczej z muzyką nowocześniejszą, z rockiem bardziej związaną, niż z wysublimowanym jazzem i soulem. Zdziwiłem się tym bardziej, że autora ( rocznik 1974) przecież nie było na świecie, gdy Zaucha sukcesy pierwsze z Dżamblami i Anawą odnosił, a pacholęciem Jarek był, gdy jeszcze większa sława kariery solowej na Zauchę spłynęła. Czymże że więc dorosłego Szubrychta na tyle porwał i kulturowo zafascynował, że po trzech dekadach od śmierci Zauchy, zdecydował się mu książkę poświęcić? Wytłumaczył mi, że Ten głos usłyszał w telewizyjnej popołudniówce dla dzieci „Przybysze z Matplanety”, kojarzył go z „Gumisiami”. Doroślejąc, zaczął interesować się punkiem, i metalem, i innymi gatunkami muzyki. Gdzieś tam usłyszał jednak także Zauchę. I tak, przypomniał sobie, że szanowany w innych gatunkach artysta, to wokalny bohater jego dzieciństwa, czyli Pan, który śpiewał Gumisiów. Jak to wspominanie Szubrychtowi wyszło? Zaprawdę, piszę Wam – nadzwyczaj udanie. Powstała rzetelna biografia, ( objętościowo dwukrotnie większa od konkurencji) wsparta ponad 60 – ma rozmowami z bohaterami tamtych czasów w polskiej muzyce, którzy z Zauchą współpracowali, i go do dziś z uwielbieniem i szacunkiem pamiętają. Największą zaletą tej książki jest, że nie tylko portretuje i dokumentuje wielkiego artystę. To także świetna opowieść o niezwykłym okresie w polskiej muzyce. Młodzi mogą nie wiedzieć, ale siermiężny komunizm na przełomie lat 60. i 70 zaczął słabnąć, także dzięki buntowi ówczesnej młodzieży. A w muzyce doszło do prawdziwej rewolucji. Mieszały się gatunki – z bigbitu rodził się rock, ewoluował blues, powstawało jazz – rockowe muzyczne fusion, przebijały się R’n’b czy soul. Mekką tych zjawisk był ówczesny Kraków, w którym jak grzyby po deszczu wyrastały takie grupy, jak Dżamble. Maanam, Anawa, Old Metropolitan Band, Laboratorium. W wielu z tych legendarnych projektów uczestniczył Andrzej Zaucha. Mimo niskiego wzrostu, człowiek wielkiego głosu, muzycznie wszechstronnie uzdolniony, o współpracę z którym zabiegały największe gwiazdy. Książkę Jarka Szubrychta połknąłem w jeden weekend, tak interesującą opowieścią o tamtych czasach się okazała, wspartą wieloma anegdotami. Zaucha najbliżej związał się z legendarnym krakowskim Klubem Studenckim „Pod Jaszczurami”, który tętnił w opisywanych latach muzyczną rewolucją, jazzowymi i rockowymi koncertami. Zaucha brylował w tym towarzystwie, stając się kultową postacią klubu. Takim wspominaliśmy go podczas promocji książki Szubrychta, a także okolicznościowego spotkania. Towarzyszył spotkaniu koncert krakowskich artystów, nie zabrakło występu przyjaciela, Andrzeja Sikorowskiego. W podziemiach „Jaszczurów”, zwanych „Żyrafami” otwarto także na stałe „Zaułek Zauchy”, z galerią fotografii i rysunków. Dni zaledwie kilka minęło od jaszczurowego wspominania Zauchy, a już popedałowałem do Nowohuckiego Centrum Kultury na koncert – „A Tribute to Andrzej Zaucha”, zorganizowany w ramach 56 Studenckiego Festiwalu Piosenki. Gnała mnie nań dopiero co przesłuchana Kuby Badacha, pod takim właśnie tytułem, a to Badach właśnie był głównym wykonawcą tego wydarzenia. Wspomagany przez znakomitych muzyków oraz wokalne gwiazdy sceny ( Beata Rybotycka, Grażyna Łobaszewska) zaprezentował repertuar tego albumu, który już otrzymał status Złotej Płyty. Niezapomniane przeboje Zauchy, takie jak „Czarny Alibaba” czy „Byłaś serca biciem” w nowych aranżacjach Jacka Piskorza i samego Kuby Badacha ujawniły nam ponadczasowość i muzyczną wielowymiarorość tych utworów, potwierdzających muzyczny geniusz Zauchy. Wspominających Andrzeja Zauchę w tych dniach w Krakowie dopadała jedna smutna konstatacja. Czy naprawdę musiało dojść do tego, że zaledwie 42 letni Andrzej Zaucha musiał tragicznie odejść, zastrzelony w afekcie przez zazdrosnego, francuskiego małżonka swej nieformalnej partnerki? To pytanie bez odpowiedzi. I nie warto jej szukać. Dlatego, lepszą propozycję dla Was mam. Słuchajcie Zauchy, czytajcie o nim, polecajcie go nowym pokoleniom. Niech czar Czarnego Alibaby polskiej sceny trwa. 90. Siouxsie i Banshee. Siouxsie i banshee pomógł zapoczątkować scenę post-punkową i gotycką. Są również powszechnie uznawani za jeden z pierwszych alternatywnych zespołów rockowych i wywarli wpływ na artystów, w tym Lekarstwo (z którymi koncertowali), Podział Radości , PJ Harvey , Depeche Mode , Radiohead i więcej.
brytyjska grupa rockowa, powstała w 1977 w Northampton: Gun: szkocka grupa rockowa działająca w latach 1987-1997: animals: The, Brytyjska grupa rockowa zał. w 1957 w Newcastle: Olympic: czeska grupa rockowa, założona w 1962 przez P. Jandę: The Beach Boys: amerykańska grupa rockowa grająca rock and rolla, założona w 1961 roku: SCORPIONS
Elżbieta Zaucha zmarła 31 sierpnia 1989 roku na udar mózgu. - Nie mam nic do powiedzenia o tym panu. To są kwestie dotyczące prywatnej sfery, nie chcę o nich rozmawiać.
bt73JM.
  • 037qj9kaix.pages.dev/339
  • 037qj9kaix.pages.dev/318
  • 037qj9kaix.pages.dev/191
  • 037qj9kaix.pages.dev/392
  • 037qj9kaix.pages.dev/396
  • 037qj9kaix.pages.dev/219
  • 037qj9kaix.pages.dev/300
  • 037qj9kaix.pages.dev/109
  • 037qj9kaix.pages.dev/124
  • grupa jazz rockowa z zaucha